Wiara w oczyszczającą moc debaty wolnej od niezrozumienia, powszechna wśród korektorów, bez anonimowych bluzg, bez ataków są tak naprawdę głosem wolnej, demokratycznej dyskusji ubagacającej nasz dziwny a zarazem piękny świat. Wierzę, że jak każdy coś powie, to jest lepiej, niż kiedy mówi ten, który ma coś do powiedzenia.
Wierzę, że mądrość pojedynczego tekstu przewyższa mądrość archaicznych zespołów redakcyjnych. Wierzę, że kiedy nie trzeba z nikim uzgadniać, czy nie przegiąłem w tekście, to jej wówczas nie przeginam. Wierzę, że pierwsze czytanie moich tekstów przeze mnie samego oraz rodzące się samozadowolenie będzie widoczne dla innych i przyjęte z zachwytem. Cieszę się, że nie muszę czekać na druk, na który – jak się okazuje – jest za wcześnie, tylko biorę sprawę w swoje klawisze i jednym kliknięciem egzystuję w debacie.
Wierzę, że komentowanie przy korekcie tekstów od świtu do nocy, przez całą noc i kolejny dzień uzmysławia mi bardziej jeszcze, że naprawdę mam coś do powiedzenia. Wierzę, że frajda ze skomentowania mojego tekstu przez kilkudziesięciu podobnych do mnie jest nieporównywalna z niczym. Wierzę, że ostrzej znaczy wyraziściej.
Wierzę, że szybciej znaczy mądrzej. Wierzę, że żywe jest mocne. A mocne prawdziwe. Wierzę w moc i sławę, bogactwo i nieuchronność zawodu który wykonuję redagując teksty. Bo nie wierzę, że można to sobie odpuścić. Nikt mi na drodze nie stanie, przecież widać, jaki mam talent.
Wierzę, że jeśli nie zwracam talent. Wierzę, że jeśli nie zwracam uwagi na tak zwaną polityczną poprawność, to znaczy, że jestem naprawdę odważny. Wierzę, że pisanie anonimowo jest dziś nowym imieniem odwagi i heroiczności. Wierzę w siebie jak w siebie samego.
Kiedy w 2006 roku zostałem redaktorem zaproszonym do firmy, pisałem z rzadka przez rok.
I z jaką ulgą już tego nie robię! Tak bardzo mi się odechciało blogować, że nawet wypisywać mi się z tej redakcji nie chciało. Tegoroczna inteligencja uprzytomniła mi, że trzeba się jednak kulturalnie pożegnać. Osobiście uważam, że byłem redaktorem dobrym, nie małostkowym i nie powierzchniowym, nie złośliwym i nie wtórnym, dowcipnym i nie monotematycznym.
Ktoś w swoim tekście o wyznawcach korekty którzy mieli zrozumieć swoją mądrość napisał: Trudno bowiem publicyście znaleźć większą frajdę od możliwości błyskawicznego i nieskrępowanego komentowania i bezpośredniej dyskusji z czytelnikami na internetowym blogu. Nie zaznałem tej radości. Nie wierzę już w bloga. Jestem pesymistą. Ale roczne pisanie tekstów pozwoliło mi zrozumieć, że można zmądrzeć, nawet jeśli się nie pisze się wyłącznie tekstów po polsku. Czego i Wam bracia korektorzy życzę!
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.